piątek, 1 kwietnia 2011

    Tak jak już kiedyś wspominałam na 21 marca miałam umówiona wizytę w GP żeby się dowiedzieć jakie są wyniki badań krwi. Otóż okazało się, że hormony mam w normie. Dziwne to bardzo chociaż wiem, że zdarza się i tak z tego co kiedyś miałam okazję czytać gdzieś w sieci. Tylko ja tak nie bardzo wierzę tym wynikom. Pierwsze co budzi moje wątpliwości to to, że badania miałam robione 9 dni po odstawieniu tabletek antykoncepcyjnych. które przecież zmieniają poziom hormonów. Czytałam, że badania powinno się robić co najmniej po miesiącu od odstawienia tabletek. Drugą sprawą jest to, że nawet na skierowaniu, a potem już na wynikach badań był komentarz który mówił, że badanie powinno być zrobione między pierwszym a trzecim dniem cyklu-ja miałam robione w 7dc. To jest dość istotne, bo moje wyniki były porównywane z normami jakie są w tych określonych dniach i normy na 7dc są inne.
Jestem zła, że nie mogę tu tak po prostu iśc i zrobić sobie badań na własną rękę-w Polsce nie ma z tym problemu i już na drugi dzień są wyniki. 
Owulacji też niestety nie było chociaż nie spodziewałam się innego wyniku. Nawet gdyby była to na pewno nie w tych dniach. Robiono mi badanie w 21dc, a ja do dziś nie mam okresu-dziś jest 46dc.
    Trochę zawiodłam się na lekarzu, bo po podaniu mi wyników zapytał się czy mam w planach miec dziecko w najbliższym czasie... Przecież ostatnim razem mówiłam, że od 2 lat się staramy i właśnie dlatego skierował mnie na te badania... Po przypomnieniu zapytał czy mąż miał robione badanie nasienia. Jako że nie miał to dostał skierowanie, bo lekarz powiedział, że bez sensu jest leczyć mnie skoro z mężem też może być coś nie tak. Oczywiście na badanie trzeba sporo czekac i udało mu się umówic dopiero na 13 kwietnia.
Dzisiaj zadzwonił, żeby umówić następna wizytę u lekarza już po badaniu i znowu data to 28 kwietnia... Wszystko się tutaj tak okropnie ciągnie. Będąc pierwszy raz u tego lekarza chciałam skierowanie na USG, ale powiedział, że najpierw zrobimy badanie hormonów, a teraz wziął mnie w odstawkę, bo bada męża. Chciałam te skierowanie, bo wiem, że mój stan się pogorszył-czuję to. Przy PCOS powinnam miec stałą kontrolę nad jajnikami, a tymczasem ostatnie USG miałam robione w sierpniu 2008 roku w Polsce-w Anglii miałam kilka miesięcy wcześniej i od tamtej pory nikt już mnie nie wysłał na USG. Boje się tego czy nie zrobił mi się jakiś torbiel, bo przecież w tamtym roku nie miałam okresu przez trzy i pół miesiąca. Potem kiedy brałam tabletki antykoncepcyjne, żeby sobie jakoś pomóc okresy były dla mnie prawdziwym cierpieniem. Oczywiście zawsze tak jest, ale przez te trzy miesiące kiedy brałam tabletki swoje bóle mogę zaliczy do tych najokropniejszych. Niestety mam ta nieprzyjemność należeć do tej grupy PCOS-owiczek, które bardzo odczuwają to, że są chore. Niektóre dziewczyny przecież nawet żyją w nieświadomości bez żadnych objawów i tylko przypadkowo na badaniu dowiadują się, że mają PCOS. Ja niestety praktycznie każdą miesiączkę spędzam w łóżku wijąc się z bólu, który mimo iż nie było mi dane byc jeszcze mamą to śmiało mogę porównać do skurczów porodowych. Myślę, że wiele osób na moim miejscu już nie raz znalazłoby się w szpitalu, bo ból jest naprawdę nie do zniesienia, ale zawsze staram się przeczekać, bo zazwyczaj najgorsze są dwa pierwsze dni i chociaż często myślałam, że już umrę to jak widać jeszcze żyję...
Oczywiście zażywam środki przeciwbólowe.
    Leki przeciwbólowe to już całkiem inna historia, bo lekarz przetestował na mnie ich wiele i nic nie działało. Po jednym z nich myślałam, że serce mi wysiądzie i ogólnie, że już po mnie-na szczęście przeszło i więcej go już nie brałam-był to chyba Zydol nie jestem pewna, bo tyle tego było. Faktem jest, że nawet nie pamiętam czy coś mnie wtedy bolało, ale to chyba nie o to chodzi ;) Jedynym lekiem, który mi pomógł jest Mefenamic Acid chociaż on i tak nie eliminuje bólu-tylko go zmniejsza. Ostatnio kiedy miałam miesiączki w czasie brania anty to nawet on brany razem z dwoma Ibuprofenami i dwoma Paracetamolami mi nie pomógł-a może i coś pomógł, bo pewnie gdybym ich nie wzięła to bolałoby jeszcze bardziej-chociaż nie potrafię sobie wyobrazi żeby mogło tak być. Ból wcale się nie zmniejszał wręcz zwiększał, ale pewnie bez tabletek osiągnąłby jeszcze większy pułap. W czasie brania tabletek antykoncepcyjnych miedzy krwawieniami też miałam dość silne skurcze, które pojawiały się nie wiadomo skąd. Teraz tez okres się nie pojawił, a jajniki mnie pobolewają i od czasu do czasu łapie mnie jakiś skurcz dlatego też podejrzewam, że może być to jakiś torbiel czy coś w tym rodzaju. Niestety tak jak już napisałam na USG w najbliższym czasie nie mogę liczyć. Jeśli tutaj się nic nie uda to w czerwcu będziemy w Polsce i wtedy pójdę do ginekologa.
Ludzie strasznie narzekają na lekarzy w Polsce, ale żeby wiedzieli jaka w Anglii jest popieprzona opieka medyczna to by się trochę wstrzymali z osądami.
Tak więc teraz zostało mi czekac do 28 kwietnia i miec nadzieję, że lekarz jednak zdecyduje się dać mi to skierowanie.
Przede wszystkim jednak myślę o tym żeby z nasieniem męża było wszystko w porządku, bo jeśli będzie coś nie tak to nasze szanse na dziecko będą naprawdę nikłe...