środa, 16 marca 2011

    ... i stało się... Stało się coś czego nigdy wcześniej nie przewidziałam. Coś czego nie brałam pod uwagę. Znalazłam idealną MB i muszę zrezygnować...
Myślałam, że takie Matki Biologiczne nie istnieją i że znalezienie choć w połowie takiej jak Ona będzie niemożliwe. Cudem było, że na nią trafiłam, że wybrała nas... a wszystko potoczyło się tak, że to ja muszę powiedzieć "nie"...
Los jest taki okrutny i ciągle rzuca nam nowe problemy jak kłody pod nogi. Przeskoczymy jedną-czeka na nas już następna...
    MB wie o naszych problemach o wiele więcej niż ktokolwiek inny i naprawdę nas rozumie. Mimo tych wszystkich problemów, które pojawiały się każdego dnia to nam cały czas chciała powierzyć opiekę nad maleństwem. Mimo iż z kimś innym mogłaby przejść przez wszystko łatwiej. Była skłonna do wielu poświęceń byleby tylko jej dziecko miało jak najlepiej. Tym bardziej trudno jest mi się pogodzić z tym, że już nic nie da się zrobić. Może gdyby było więcej czasu, a zostało go już naprawdę niewiele...
    Wszystko traci sens, bo jeśli Adopcja odpada, a swojego dziecka mieć nie będę (chyba przestałam w to wierzyć) to straciłam szanse na bycie mamą-już na zawsze.... Nigdy nie przeżyję tego co tak bardzo chciałabym przeżyć, nigdy nie staną się te rzeczy o których śnię, nigdy nie obdaruję żadnego maleństwa miłością z którą nie wiem już co mam zrobić... Czuje jakbym straciła dziecko, bo straciłam na nie ostatnią szansę. Innej szansy już nie będę miała skoro Adopcja Ze Wskazaniem odpada. Normalna Adopcja też-bo trzeba być w Polsce na stałe, przejść przez szkolenia, które trwają czasem latami i przede wszystkim trzeba być pięć lat po ślubie-nie ważne ile lat się jest ze sobą. Adopcja w Anglii też byłaby nie możliwa, bo jesteśmy polakami - angielskiego dziecka nam nie dadzą, a jest bardzo małe prawdopodobieństwo, że jakaś polka oddałaby noworodka do domu dziecka.

    Nadszedł czas kiedy MB musi szukać nowej rodziny dla tego maleństwa chociaż powiedziała, że żadnej rodzinie nie powie, że jest w 100% pewna, bo ma nadzieję, że do dnia porodu pojawi się jeszcze jakaś szansa na to żebyśmy to my byli jego rodzicami. Smutne jest to, ze tak bardzo chciała właśnie nam powierzyć maleństwo, a teraz musi szukać kogoś innego. Powiedziała, że nawet sobie nie wyobraża żeby z kimś innym nawiązała taki kontakt jak z nami. Tak samo ja nie wyobrażam sobie, że kiedykolwiek mogłabym jeszcze trafić na taką MB.
    Jest mi bardzo źle z tym wszystkim-chociaż próbowałam się nie nastawiać to myślałam, że uda się jakoś wszystko pozałatwiać na czas i że będziemy mogli starać się o te maleństwo. Nie chodzi mi teraz o to, że chciałabym adoptować jakiekolwiek tylko właśnie to które nosi pod sercem K. Chciałabym jej też jakoś pomóc, a wiem, że w ten sposób pomogłabym bardzo. Są ludzie którzy mówią, że ona nie oddałaby mi dziecka, że w ogóle go nie odda. Ja natomiast wiem, że ona bardzo kocha to maleństwo i bardzo chciałaby je zatrzymać tylko nie może, nie ma żadnej innej opcji, żadnej szansy na to żeby się nim zaopiekować i nawet gdyby chciała w szpitalu zmienić zdanie to właśnie miłość do tego dziecka jej na to nie pozwoli.

    Mimo iż nie będziemy rodzicami maleństwa to z K. nie zerwę kontaktu. Ona tego nie chce ani ja. Połączyła nas miłość do tego dziecka i chociaż żadna z nas nie będzie go wychowywać to nie znaczy, że ma to nas rozdzielić. Ja nie będę czuła tego co ona, ale jakąś namiastkę tego na pewno, bo będę myślała jacy są jego RA, jak mu z nimi jest, czy są dla niego dobrzy itp. I chociaż nigdy nie dowie się o moim istnieniu - ja o jego będę pamiętać zawsze i będę go kochać miłością kogoś kto mógł być jego matką, ale nie jest...

środa, 9 marca 2011

Przedwczoraj była druga rocznica naszego ślubu, wczoraj dzień kobiet i kolejne pobranie krwi-muszę przyznać, że było dość bolesne w porównaniu do poprzednich. Jestem bardzo ciekawa czy miałam owulację, ale tego dowiem się dopiero 21 marca na wizycie u lekarza.
Z okazji dnia kobiet byliśmy wczoraj u mojej mamy i tak się złożyło, że całe moje rodzeństwo również tam było-nie często zdarzają się takie spotkania-ostatnie miało miejsce w grudniu na imieninach mamy. Był też mój siostrzeniec-cudowne dziecko. Miło jest patrzeć jak się rozwija, jak uczy się nowych rzeczy. Chciałabym kiedyś obserwować każdego dnia jak rozwija się moje maleństwo. Mam nadzieję, że będzie mi to dane.

Ostatnio pojawiła się pewna MB, która wydaje się być naprawdę wyjątkowa. Inna niż te z którymi miałam kontakt przed nią. 
Na jakiś czas odpuściłam sobie pisanie maili do MB. Pewnego dnia weszłam tylko na chwilkę na forum żeby coś sprawdzić i zobaczyłam Jej posta. Postanowiłam napisać jeszcze jednego maila chociaż tyle już ich napisałam i nigdy nie wyszło z tego nic dobrego. Napisałam go prosto z serca, nie pisałam kim jesteśmy, co robimy - tylko to co czułam. Ku mojemu zaskoczeniu odpisała i okazało się, że jest MB dla której naprawdę liczy się tylko dziecko i gdyby mogła zatrzymałaby maleństwo i dała mu wszystko co najlepsze, ale niestety nie może. Poczułam z nią jakąś nieopisaną więź, której nigdy nie czułam do żadnej MB-może to jakis znak?
Po kilku mailach wybrała nas na RA dla swojego maleństwa. Bardzo się cieszę, ale cały czas staram się aż tak bardzo nie nastawiać-co jest bardzo trudne. Z AZW będąc zagranicą mamy pełno zamieszania i staramy się jakoś to ogarnąć żeby jak najszybciej wszystko załatwić. Jestem z nią bardzo szczera, bo chcę żeby wiedziała wszystko-w jakiej jesteśmy sytuacji, jakie mogą być problemy itp, ale ona i tak mimo wszystko chce żebyśmy to my byli rodzicami dla jej Skarba. Jest tą z MB, które nie chcą pieniędzy i to ona sama zaznaczyła w jednym z maili. Liczy się teraz dla niej tylko szczęście dziecka-to wspaniałe, że są jeszcze takie MB. Może to właśnie TA MB i TO dzieko?
Nie chcę pisać o tym zbyt dużo, bo ciągle boję się, że nic z tego nie wyjdzie, że pojawi się jakiś problem, którego nie da się pokonać albo MB się rozmyśli. Długo się zastanawiałam czy o tym pisać, ale to w końcu blog o moim upragnionym dziecku więc nie mogłam o tym nie wspomnieć. 

piątek, 4 marca 2011

    Czasami już całkiem tracę nadzieję, że AZW może nam się kiedykolwiek  udać. Nawet kiedy rodzi się mała szansa na nią, na to że jakaś MB mogłaby nas wybrać. Jest tyle przeciwności losu. Tyle spraw, które nie wiem jak zebrać w całość. O ile prościej byłoby gdybyśmy mieszkali w Polsce... to trochę straszne że pary będące na emigracji są praktycznie pozbawione możliwości adopcji. Tak, jest ona możliwa, ale zapewne tez i bardzo trudna. Pewnie gdybyśmy znaleźli w końcu MB to wszystko dałoby się jakoś poukładać, a tak stoimy praktycznie w miejscu, bo bez niej nie chcemy nic planować, nastawiać się na coś co może nigdy się nie stanie.

    Dalej wierzę, że gdzieś czeka na mnie mój Skarb i tak bardzo chciałabym być już przy nim. Tylko czasem marzenia o tym, że kiedyś moje pragnienia się spełnią są deptane przez brutalną rzeczywistość... Jedyne dzięki czemu trwam to świadomość, że przecież są osoby, którym się udało... i wierzę, że i nas spotka kiedyś takie szczęście.

czwartek, 3 marca 2011

    W drodze do zostania rodzicem i tym biologicznym i zastępczym często przychodzą rozczarowania...
    Wiele razy z racji moich nieregularnych i czasem długich cyklów miałam nadzieję, że może jednak się udało. Potem przestałam się łudzić i w ubiegłym roku kiedy trzy i pół miesiąca nie miałam okresu nie myślałam o tym przez pierwsze dwa miesiące. Jako że czułam się naprawdę źle-miałam mdłości całymi dniami po jakimś czasie postanowiłam kupić testy ciążowe. Kupiłam pięć na eBayu. Za kilka dni przyszły, ale jakoś nie było mi śpieszno do zrobienia ich, bo spodziewałam się negatywnego wyniku. Zrobiłam... i okazało się że są dwie kreski! Tak, te dwie kreski, których tak bardzo wyczekiwałam przez tyle miesięcy. Mimo trzęsących się rąk nie wpadałam w euforię. Postanowiłam, że zrobię drugi test następnego dnia, a mężowi nawet nic nie wspomnę żeby nie robić mu nadziei. Tak też zrobiłam. Test zrobiłam zaraz po wstaniu z łóżka i... niespodzianka - również pozytywny. Dalej nie mogłam w to uwierzyć. Pomyślałam, że może się udało, bo na jakiś czas odpuściłam sobie ciągłe myślenie o tym żeby być w ciąży. Często się mówi, że trzeba się odblokować, dać sobie na luz. Ja sobie dałam chociaż nie dlatego, że tak się mówi, ale już byłam trochę tym wszystkim zmęczona. Moją słabością niestety jest to że do wszystkiego podchodzę zbyt emocjonalnie - no ale taka już jestem - i dość szybko bezskuteczne starania mnie przerosły.
Dalej jednak nie mówiłam jeszcze o niczym mężowi. Zostały mi jeszcze trzy testy, a ja musiałam być pewna. Następnego dnia zrobiłam kolejny test, ale jego wynik nie był już taki oczywisty. Druga kreska była dość jasna ledwie widoczna-jednak mimo wszystko tam była więc wynik był pozytywny. Następny test wyszedł jeszcze gorzej, a ostatni piąty kolejnego dnia był już negatywny. Przyznam, że nie był to najlepszy dzień w moim życiu. Teraz byłam pewna, że dobrze zrobiłam nie mówiąc nic mężowi. Zaoszczędziłam mu tego co sama czułam. Oczywiście po wszystkim mu opowiedziałam moją przygodę z testami, ale na pewno było to dla niego łatwiejsze niż to gdyby przez kilka dni myślał, że będzie tatą, a potem by się okazało, że jednak nie. Ta historia to była kolejna nadzieja i kolejne rozczarowanie, ale tez i przestroga żeby nigdy nawet gdyby nie wiem ile czasu nie było okresu i nawet jeśli parenaście testów wyszłoby pozytywnie to i tak nie mogę się nastawiać na to, że zostanę mamą. Co będzie dość trudne i zapewne mi się nie uda, ale to zdarzenie z ubiegłego roku zostanie w mojej pamięci i postaram się podejść do tego z jeszcze większym dystansem niż wtedy.
    W poszukiwaniach swojego dziecka też wiele razy można się rozczarować. Ja nie potrafię podchodzić do niczego z dystansem tak jak potrafią to inni. Za każdym razem kiedy piszę maila do MB pokładam w nim swoje nadzieje. Czasem w dziwny sposób w trakcie pisania czuję taki straszny przypływ miłości i czuję, że to właśnie już to... ale niestety jeszcze nigdy to nie było to... Przez to że MB czasem graja na uczuciach MA w poszukiwaniu maleństwa rozczarowań jest bardzo wiele. Rozumiem jak trudne musi być oddanie swojego  dziecka i to być może dlatego tak się dzieje, że MB pisze z wieloma rodzinami okłamując ich i robiąc nadzieję, że to właśnie oni zostali wybrani. Mam w sobie wiele zrozumienia dla MB często są w naprawdę beznadziejnych sytuacjach i nie mogą zatrzymać dziecka chociaż bardzo by chciały, ale to chyba nie powód żeby przez to musieli cierpieć też inni. Nie będę pisać ile razy przeszłam rozczarowanie i nie będę opisywać żadnego z nich, bo nie przeszłam aż tak wiele jak inni. Nie spotkałam się jeszcze nigdy z żadną MB, nie czułam ruchów dziecka ani nie kupiłam nic dla niego. Nie należę na szczęście do tych MA, które musiały przejść przez ten koszmar kiedy miały już dziecko, a potem zostało im odebrane. Nie ukrywam, że okropnie się boję że kiedyś i mi się coś takiego przydarzy. Pozostaje mi mieć nadzieję, że kiedy znajdę jakąś mamę to będzie to ta właściwa i nie będzie mi dane przechodzić przez to przez co musiało przejść wiele RA.

środa, 2 marca 2011

Na jednym z blogów, a konkretnie na tym przeczytałam o Castaganus. Jest tam napisane, że zioło jest pomocne przy zajściu w ciążę. Pomaga wyregulować cykle także w przypadku łagodnych postaci Zespołu Policystycznych Jajników, wydłuża fazę ciałka żółtego, wpływa na obniżenie stężenia prolaktyny, ułatwia jajeczkowanie. Poczytałam trochę o tym na forach i okazało się, że są dziewczyny, które biorąc te tabletki zaszły w ciążę. Co prawda nigdy nie wiadomo czy zaszły dzięki nim czy tak po prostu miało być.
Sprawdziłam w składzie jakie to zioło i wyszukałam w aptece internetowej. Agnus Castus to angielska nazwa zioła. W Polsce Castaganus zawiera 45mg zioła i bierze się jedną tabletkę do wagi 60 kg, powyżej tej wagi dwie tabletki. Mój angielski odpowiednik zawiera 1000mg zioła i bierze się jedną tabletkę (góra trzy) dziennie. To trochę dziwne, że dawki się aż tak różnią.  Mimo wszystko kupiłam te tabletki. Z mężem wyczytaliśmy na anglojęzycznych stronach to że mężczyźni również powinni przyjmować to zioło. Tak więc od około tygodnia z mężem przyjmujemy po jednej tabletce dziennie. Ja biorę też Milk Thistle o ile się nie mylę jest to ostropest plamisty. Podobno też pomaga w sprawach kobiecych. Jeśli nie pomoże to na pewno nie zaszkodzi, bo pomaga też w regeneracji wątroby ;)