sobota, 27 września 2014

24 września byliśmy u położnej. Jednak tym razem również przyjęła nas jakaś inna. Na pierwszej wizycie moja położna mówiła, ze tylko z nią będę się spotykała i ewentualnie raz może się zdarzyć jakieś zastępstwo. Teraz zaczynam się zastanawiać czy jeszcze kiedyś ją spotkam ;) bo kiedy miałam drugą wizytę w 16 tygodniu, to przyjęła mnie inna kobieta, ponieważ moja położna miała jakieś szkolenie. Tym razem w 25 tygodniu przyjęła mnie jeszcze inna, ponieważ moja położna ma urlop. Ostatnim  razem nie byłam zadowolona z zastępstwa, ale tym razem trafiła się jakaś fajniejsza pani i nie wiem czy to przypadkiem nie była jakaś główna położna.
Powiedziałam jej o tych moich bólach w szyjce. Stwierdziła, że może być to spowodowane rozciąganiem, a u drobnych kobiet jest to jeszcze bardziej odczuwalne. Jeśli te skurcze będą na tyle mocne, że będę wiła się z bólu i będą utrzymywać się dłuższy czas, to mam zgłosić się do szpitala, bo to normalne już nie jest.
Powiedziałam też o tym moim wysokim ciśnieniu i pulsie. Tylko tydzień przed wizytą jakimś cudem, tak poprostu z dnia na dzień zaczęłam mieć niskie ciśnienie. Puls też jest niższy, aczkolwiek zdarza się czasem, że skacze i jest podwyższony. Jednak w dniu wizyty ciśnienie i puls były idealne, więc nie było podstaw, żeby mnie gdzieś kierowała. Powiedziała, że najlepiej będzie jeśli zadzwonię do szpitala (na Triage) w momencie, kiedy ciśnienie czy puls będzie wysokie, żeby mogli to sprawdzić i ewentualnie coś na to zaradzić.
Zmierzyła mi macicę wyszło około 25,5 cm, więc tyle ile powinno, bo byłam akurat w 25 tygodniu + 2dni.
Kiedy chciała zmierzyć puls Malutkiej, to okazało się to niemożliwe, bo akurat szalała mi w brzuchu i nie było sposobu, żeby usłyszeć jej serduszko na więcej niż 2 sekundy, a to za krótko. Już w poczekalni czułam jak mi fika w brzuchu, a na wizycie nie miała zamiaru przerywać sobie zabawy ;) Położna stwierdziła, że mimo iż nie da rady zmierzyć pulsu, to z Małą na pewno jest wszystko w porządku, o czym świadczy jej fikanie ;)
Pytaliśmy jeszcze o szkołę rodzenia, bo nie wiedzieliśmy jak to jest, czy trzeba się samemu gdzieś zapisywać. Okazało się, że to ta położna prowadzi lekcje i teraz czeka na informację, kiedy dostanie salę na szkolenie. Jak tylko będzie znała datę to wyśle wszystkim listy ze szczegółami. Powiedziała, że będzie to albo środek października albo początek listopada.
Od teraz spotkania z położną będą częstsze. Następne mamy za 3 tygodnie (ciekawe czy spotkam w końcu swoją położną). Będzie to 28 tydzień. Wychodzi na to, że będziemy mieli w tym tygodniu sporo ciążowych spotkań, bo w 13 października wypada mi test glukozy, potem 15 położna, a 16 jesteśmy umówieni prywatnie na USG 3D/4D, na którym mam nadzieję potwierdzimy płeć.

Brzuszek mi rośnie i robi się coraz ciaśniej, skóra jest bardzo napięta, ciekawe czy będę miała rozstępy. Cały czas smaruję balsamem piersi, brzuch i uda, żeby skóra była dobrze nawilżona w tych najbardziej narażonych miejscach. Chociaż ponoć to i tak bardziej zależy od genów, jednak nic mi się szkodzi to smarowanie, a może chociaż zmniejszy trochę ilość ewentualnych rozstępów. Kilogramowo mieszczę się w normie. Przybyło mi 8 kg i myślę, że jak na moją "leżącą sytuację" to nie jest źle. Ciekawe jak będzie dalej.
Kobiety w ciąży zazwyczaj mimo tego, że wiedzą, że brzuch musi rosnąć, to czują się mniej atrakcyjne, bo robią się dużo większe niż mają w zwyczaju być. Na pewno jest mi o wiele milej, kiedy mój Mąż sam z siebie stwierdza, że ładną mam ciążę albo że tylko brzuch mi rośnie a poza tym jestem dalej taka jaka byłam. Chociaż ja wiem, że w tyłku i udach mi trochę przybyło-to miło słyszeć takie coś. Miło też wiedzieć, że dalej mu się podobam. Na tym polu nie zawodzi mnie ani trochę :)
Miło mi kiedy patrzy się na mój brzuch i widzę w jego oczach wielką radość. Kiedy idziemy ulicą złapani za rękę, a on spogląda na mnie, na brzuszek, uśmiecha się i jest taki dumny ;)


Poniżej ostatnie zestawienie:


Staram się robić zdjęcia co dwa tygodnie, w poniedziałki. Jednak w ostatni poniedziałek okazało się, że zalało nam łazienkę (i sufit w salonie). We wtorek hydraulik wymienił nam cały kibelek, bo okazało się, że muszla pękła... Wrześniowy pech nas prześladuje od kilku lat i w tym roku padło na to. Ważne, że z Malutką wszystko jest dobrze :)

Córeczka ruchowo bije codziennie rekordy. Każdego dnia jest coraz silniejsza i kopie coraz mocniej. Właściwie to prawie zawsze, kiedy spojrzę na brzuch to mi faluje albo coś się wybrzusza, coś podskakuje, a ją samą w brzuchu czuję też praktycznie bez przerwy. Najbardziej szaleje nocą, ale w ciągu dnia też zdarzają się jej takie "mocniejsze" zabawy. Na przykład w tej chwili rozpycha się niesamowicie-co czasem sprawia ból, ale nie narzekam, bo wiem, że potem będzie jeszcze gorzej ;) Jeśli będzie tak aktywna po urodzeniu, to nie mam pojęcia jak ją ogarniemy, jak za nią nadążymy ;) Ale w końcu trochę na nią czekaliśmy, to będziemy mieli zwrot z nawiązką za te wszystkie lata, kiedy pragnęliśmy biegać za swoim maleństwem ;)
Od jakiegoś tygodnia bolą mnie żebra. Bolą kiedy śpię na boku, a że w nocy śpię raz na jednym raz na drugim, to bolą obie strony. Potem w dzień ból się utrzymuje ale z czasem przechodzi. Nie wiem jak powinnam się układać, żeby nie bolało. Śpię już od kilku miesięcy z poduszką w kształcie rogala między nogami i do tej pory było w miarę dobrze, ale teraz brzuch jest już sporo większy, więc może mi jakoś na te żebra uciska kiedy leżę. Często kiedy się budzę rano to ciężko mi się ruszyć, bo boli mnie dosłownie wszystko. Na plecach oczywiście już nie powinno się spać i tak nie śpię od dawna, bo brak mi wtedy powietrza. No a spanie na brzuchu oczywiście odpada z wiadomych powodów ;)
Ogólnie jestem obolała. Brzuch bolał mnie zawsze, ale teraz jakoś bardziej. Czasem ciągnie mnie w dół tak, że mam wrażenie że Nicole mi wypadnie. Mam takie miejsca po bokach brzucha, których lekkie dotknięcie sprawia mi ból (taki z rodzaju tych, kiedy wbija się coś pod paznokieć). Możliwe, że jest tak od rozciągania.
Z jednej strony ta ciąża jest dla mnie przepięknym momentem, cudownie jest czuć ruchy dziecka, mieć je blisko siebie, tak blisko jak nigdy potem już nie będzie. Mieć świadomość, że powstaje we mnie nowe życie, coś tak niesamowitego, że aż ciężko mi w to uwierzyć, i wiem, że po porodzie będzie mi tego brakowało. Jeśli nie od razu, to na pewno, kiedy Malutka będzie stawała się coraz bardziej samodzielna, zatęsknię mocno za tą 24 godzinną bliskością jaka jest teraz. Z drugiej strony nie mogę się doczekać porodu, szczególnie w te dni, kiedy czuję się wyjątkowo źle. Chciałabym mieć ciążę już za sobą, bo od samego początku jest dosyć ciężko, do tego ciągle się martwię czy donoszę ją do końca, więc wypatruję z utęsknieniem stycznia, chociaż właściwie to bardziej grudnia, bo od 37 tygodnia ciąża jest donoszona i można spokojnie rodzić.
W każdym razie, mimo wszystkich niedogodności, bóli i złego samopoczucia jestem najszczęśliwsza i zniosę wszystko dla mojego kochanego Maleństwa. Tak długo czekałam na tą ciążę i za żadne skarby bym jej nikomu nie oddała :) Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mi dane być w stanie błogosławionym, chociaż teraz i tak mam już wszystko czego chciałam. Mieć jedno dziecko, a nie mieć ich w ogóle, to całkiem inne życie, całkiem inny świat. Jeśli nie będziemy mogli mieć więcej dzieci, to jednak będziemy już rodzicami, będziemy mieli już swoje największe szczęście, o którym tak długo marzyliśmy, a czy będzie tych szczęść więcej, to już zadecyduje Bóg.
Do tej pory nie mogę uwierzyć, że jestem w ciąży. Chociaż ją czuję, widzę i wiem, że w niej jestem, to ciężko uwierzyć w to, że to wszystko dzieje się naprawdę. Już niewiele miałam nadziei w sobie, więc teraz to takie niesamowite uczucie, że to się wydarzyło, że jest we mnie maleńka istotka, która rośnie, rozwija się i za kilka miesięcy będę mogła tulić ją w swoich ramionach. Zdarza się, że płaczę z tego szczęścia, płaczę też, bo boję się, że je stracę. Odliczam tygodnie i dni do terminu, i kiedy będę pewna, że z Malutką wszystko jest dobrze, to odetchnę i może w końcu w to wszystko tak w pełni uwierzę.

poniedziałek, 15 września 2014

21 sierpnia byliśmy na tym wyczekanym USG połówkowym. Tym razem nie robiła mi go żadna praktykantka, więc jestem zadowolona. Dzidziuś został obejrzany z każdej strony. Widzieliśmy jego organy, ale pani dokładnie pokazała nam też jedną nóżkę potem drugą, po nich przyszła kolej na rączki. Widzieliśmy naszą kochaną małą buźkę, pielęgniarka pokazała nam z bliska usteczka i nosek. Maleństwo było dziwnie ułożone, bo obie nóżki miało praktycznie na główce i przez to było trudno wszystko sprawdzić. Najgorzej było z serduszkiem, bo Maluszek nie chciał się przekręcić, tak żeby można było zmierzyć co trzeba, martwiłam się czy wszystko jest dobrze. Pielęgniarka kazała mi się kłaść raz na jeden bok, raz na drugi, a to unosiła łóżko tak, że leżałam głową w dół albo odwrotnie, tak że nogi były niżej od głowy. Raz kazała mi zgiąć nogi w kolanach, unieść tyłek i potrząsać (takie coś robiłam kilka razy na poprzednim USG, ale też nie ruszyło Maleństwa). W końcu powiedziała, żebym poszła do łazienki zrobić siku - na godzinę przed każdym USG jest zalecane wypicie 1 litra wody, więc pęcherz jest zawsze pełny. Ja i tak na kilka minut przed wejściem do gabinetu poszłam troszkę się wysikać, bo nie wytrzymałam, ale na USG było widać, że pęcherz jest pełny i być może przyciskał troszkę dzidziusia, dlatego nie chciał się przekręcić. Ulżyło mi bardzo, bo uciskanie pełnego pęcherza sondą od USG, to bardzo nieprzyjemna sprawa. Jednak przede wszystkim udało się zmierzyć przegrody w serduszku i pani stwierdziła, że wszystko wygląda dobrze. Jedynie główka Maleństwa jest troszkę mniejsza niż powinna być, ale z tego co kiedyś słyszałam od innych mam, to często coś wychodzi za małe albo za duże, a potem wszystko się normuje, więc postanowiłam się tym nie przejmować.
Na koniec pani zapytała nas czy chcemy poznać płeć, powiedzieliśmy, że tak, a ona tylko na sekundę najechała na okolice krocza maleństwa, my nie zdążyliśmy nic dostrzec, stwierdziła, że tak jak myślała wcześniej, jest dziewczynka i zakończyła badanie. Od razu byłam przeszczęśliwa, chociaż zaskoczona, bo spodziewałam się usłyszeć, że to chłopiec. Od dawna marzyłam o córeczce i kiedy zaszłam w ciążę, cały czas twierdziłam, że to córeczka. Jednak po USG w 13 tygodniu, gdzie obojgu nam wydawało się, że widzieliśmy siusiaka, zaczęliśmy się oswajać z myślą, że będzie to synek. Tym bardziej, że u wszystkich w najbliższej rodzinie pierwsi rodzą się chłopcy. Niby powtarzaliśmy sobie, że to mogła być pępowina i śmialiśmy się tylko, że teraz wiemy na 51%, że będzie chłopiec - M powtarzał wcześniej, że się nie nastawia, ale po USG przyznał później, że trochę się przyzwyczaił już do myśli o chłopcu ;) Już nawet wybraliśmy imię dla chłopca, bo dla dziewczynek zawsze podobało nam się kilka, a chłopięce jakoś tak żadne nam szczególnie nie przypadło do gustu, więc spędziliśmy sporo czasu, żeby jakieś wybrać.
Po tym ostatnim USG wyszliśmy troszkę zszokowani. Stwierdziliśmy, że trzeba potwierdzić płeć jak będziemy mieli USG 3D/4D, bo tak na dobrą sprawę, to my nic nie widzieliśmy i nie mamy naocznego dowodu na to, że między nóżkami nie ma siusiaka tylko jest pipka, a pielęgniarka stwierdziła to tak od niechcenia na szybko. Postanowiliśmy, że dopiero po tym następnym USG zaczniemy kupować ubranka różowe czy też niebieskie, a teraz ewentualnie jakieś neutralne, żeby potem się nie okazało, że zrobimy różową wyprawkę, a wyjdzie, że to jednak chłopiec. Jednak z dnia na dzień przyzwyczajaliśmy się coraz bardziej, że w brzuszku jest córeczka. Zastanawialiśmy się nad imieniem, bo jak co do czego przyszło, to nie wiedzieliśmy, które dziewczęce wybrać, a chcieliśmy zwracać się do Maleństwa po imieniu. Już od dawna, chyba jeszcze zanim zaczęliśmy starać się o dziecko, mówiłam, że dam córce na imię Nicole. Potem zaczęliśmy się starać i cały czas towarzyszyło mi to imię. Jakiś czas później bardzo zapragnęłam córki i oczywiście jak córki to koniecznie o imieniu Nicole. Wiadomo synka kochałabym równie mocno, bo też bym chciała go mieć, jak nie pierwszego to drugiego z kolei, na samych synów czy same córki też bym się nie obraziła, wszystkich kochałabym tak samo, byle tylko pojawili się na świecie, a ja pokocham ich najmocniej jak tylko potrafię. Wracając do imienia. Podobało mi się na tyle, że zaczęłam używać go jako nick i w końcu kiedy zakładałam bloga kulinarnego zapytana w formularzu o nazwę, niewiele się zastanawiając wpisałam Nikol od Kuchni. Dlatego teraz mieliśmy dylemat czy jednak nie dać córeczce innego imienia, bo do tej pory to ja byłam Nikol, M czasem mnie tak nazywał. Przez cały okres starań przewijały się różne imiona dziewczęce. Podobały mi się na przykład Nadia, Lily czy Chloe. Na początku ciąży przypadło mi do gustu imię Emily, więc zastanawiałam się nad Emily Nicole, żeby te Nicole jednak było chociaż jako drugie, ale w końcu doszliśmy do tego, że skoro już tak długo marzę o córeczce i zawsze chciałam dać jej na imię Nicole, to teraz, kiedy to marzenie mi się spełnia czemu mam nazwać ją inaczej. Więc będzie Nicole. Oczywiście M to imię też się bardzo podobało-nie żebym na niego nalegała, bo zawsze oboje je lubiliśmy. Właściwie to chyba jedyne, które oboje tak bardzo polubiliśmy. Dalej zastanawiamy się jeszcze nad drugim imieniem. Chcielibyśmy jakieś polskie, w razie gdyby córka wróciła kiedyś do polski i chciała używać imienia pisanego typowo po polsku, a z drugiej strony, żeby było też łatwe w języku angielskim. Ciekawe czy coś nam z tego wyjdzie.




Dzisiaj skończyliśmy 24 tydzień. Od USG minęło prawie 4 tygodnie, a my już dawno zdążyliśmy przyzwyczaić się, że w brzuszku jest córeczka, nasza mała księżniczka o imieniu Nicole. Jednak z tyłu głowy ciągle siedzi niepewność co wyjdzie na następnym USG, bo jednak kupiliśmy już trochę różowych ciuszków... Jakoś tak trudno w dzisiejszych czasach kupić coś neutralnego dla niemowlaka. W sklepach zazwyczaj jest dział dla chłopców, w którym przeważa niebieski i dziewczęcy z różem, a neutralne ciuszki to zazwyczaj pięć rzeczy na krzyż, które w dodatku nigdy nie zachęcają do kupna, a przebierać nie ma w czym. Do tego zazwyczaj już nie ma małych rozmiarów. Dlatego w większości przypadków wychodzimy z pustymi rękami. M czasem się dziwi, że ja nie chcę nic kupić, bo przecież teraz w końcu mogę (kiedyś dział dziecięcy omijaliśmy z daleka), jednak nie chcę nakupić samych typowo dziewczęcych ubranek.
Dwa tygodnie temu M miał tydzień "urlopu" i udało mu się ogarnąć w końcu mały pokoik, Na sam koniec poskręcał mebelki dla Maleństwa. Pokoju nie musieliśmy malować. Rok temu latem pomalowaliśmy go z myślą, żeby pasował do pokoju komputerowego, a ewentualnie gdyby zdarzył się cud, to żeby mógł zmienić się w dziecięcy pokoik. Wybraliśmy kolor limonkowy, żeby mógł być i dla chłopca i dla dziewczynki. Potem kiedyś dla starszego dziecka można wybrać bardziej dziewczęcy czy chłopięcy kolor.
Może się wydawać, że trochę wcześnie na te meble, ale mamy jeszcze w domu trochę innych rzeczy do porobienia, do skończenia przed porodem, bo nasz dom od kilku miesięcy to jeden wielki plac remontowy. Teraz chociaż ten pokoik jest z głowy i można odetchnąć. Oczywiście jeszcze nie wszystko mamy. Trzeba kupić materac do łóżeczka, przewijak, potem jakieś pościele itd., ale te większe rzeczy są już z głowy, już nie musimy szukać, wybierać, zastanawiać się, bo to też było wielkie wyzwanie.

Córeczka rozkopuje się coraz bardziej, z każdym dniem jej ruchy są coraz mocniejsze. Od jakiegoś tygodnia zdarza mi się czasem nawet podskakiwać, bo potrafi już nieźle przyłożyć i tak jakoś odruchowo chciałoby się zrobić unik, a tu się nie da ;)
Kiedy leżę na boku (przeważnie lewym - na tym sypiam od początku ciąży, bo ponoć najlepiej i właściwie jest mi najwygodniej), to skacze sobie nóżkami po łóżku. Odbija się i uderza główką w mój drugi bok, więc brzuch jest rozpychany na obie strony. Ogólnie to czuję ją prawie całe dnie, nie ważne czy leżę, siedzę czy chodzę. Jednak w nocy szczególnie wariuje. Ciekawa jestem czy będzie tak bardzo aktywna po porodzie, troszkę się tego z M obawiamy ;) Moja mama mówiła mi, że mnie mało czuła w brzuchu. Czasem nawet przez kilka dni w ogóle i martwiła się czy jeszcze żyję-z tego co pamiętam to byłam spokojnym dzieckiem i tak mi zostało-ciekawe czy ma to jakiś związek, bo jeśli tak, to córcia będzie nam tu nieźle szaleć. Jak ją czasem najdzie to brzuch skacze mi z każdej strony ;) Szkoda, że nie mogę zobaczyć tego co tam wyprawia. M zdarzyło się oberwać w zęby jak całował brzuszek ;) Oczywiście był przeszczęśliwy :)

Ja przez jakiś czas czułam się lepiej. Nie robiło mi się już słabo kiedy stałam, ale teraz to wróciło i znowu jak gotuję obiad, to muszę się kłaść. Wcześniej ciśnienie miałam w normie, a od jakiegoś miesiąca coraz częściej jest wysokie, ostatnio już codziennie. Tętno też ciągle mam w okolicach 100, zazwyczaj powyżej. Najgorzej jest jak mam ten wysoki puls, bo ciężko mi oddychać i bardzo źle się czuję. Chyba przez to nie mogę spać. Wcześniej kładłam się spać i budziłam czasem o 4, czasem o 5 rano, ale byłam wyspana i ewentualnie potem dosypiałam sobie w dzień na kanapie. Ostatnio budzę się jeszcze wcześniej i mimo, że bardzo chce mi się spać to nie mogę już usnąć. Czuję się jak na kacu albo jakbym była chora, czasem boli mnie głowa. Wczoraj nawet nie mogłam usnąć, tzn usnęłam na jakieś 15 minut, kiedy M czytał bajkę Nicolci i kiedy sam już układał się do snu, to ja się obudziłam i nie mogłam usnąć aż do 4. Cały czas szybko waliło mi serce i brakowało mi powietrza, gdyby nie to, to pewnie smacznie bym spała. Za półtora tygodnia mam spotkanie z położną, ciekawe czy coś mi na to zaradzi. Kiedyś zapisała mnie na wizytę w szpitalu, bo mówiłam jej, że przed ciążą miałam wysokie ciśnienie. Akurat na diecie mi się unormowało i w ciąży też było w normie, więc stwierdzili, że jak wszystko jest ok, to nie ma potrzeby się spotykać-może skieruje mnie tam jeszcze raz. Wiem, że wysokie ciśnienie jest groźne dla dziecka, może prowadzić też do przedwczesnego porodu, więc bardzo mnie to martwi.