poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Od bardzo dawna zbieram się do tego wpisu... Moim założeniem było zapisywanie wszystkiego na bieżąco, ale jak widać nie wyszło... Chociaż to trochę też dlatego, że próbuję myśleć o dzieciach jak najmniej, a wpisy na blogu potęgują myśli o tym, że tak bardzo pragnę i czekam.
Muszę przyznać, że raz nawet informacje zapisane tutaj pomogły nam w wypełnianiu papierów do kliniki więc ma to jakiś sens ;)
Minęło już wiele czasu od mojego ostatniego wpisu i tak naprawdę to nie czujemy żeby cokolwiek się zmieniło chociaż jesteśmy trochę do przodu.
Kiedy pisałam ostatnio, czekałam na koniec cyklu, żeby porobić badania. Byłam zaskoczona, bo trwał tylko 26 dni co przy 77 dniowym jest chwilą. Tak się złożyło, że miesiączka przyszła na chwilę przed wyjazdem na lotnisko i badania musiałam porobić w Polsce. Trochę się zdenerwowałam, bo wydałam na nie 400 zł (tu miałabym za darmo), a dostałam wyniki z nie swoim imieniem... Na drugi dzień poszłam do laboratorium i zapytałam czy to aby na pewno moje wyniki. Pani powiedziała, że tak i zakorektorowała imię Magdalena po czym nabazgrała długopisem moje... Tak że nawet nie miałam pewności czy to za swoje wyniki zapłaciłam. Na wyniki Chlamydii trzeba było czekać dłużej więc poprosiłam mamę żeby mi je przesłała do Anglii ponieważ my musieliśmy już wracać do domu.
Kiedy mieliśmy już wszystkie wyniki mogliśmy wysłać je razem z wypełnionymi papierami do szpitala (20.06). W piątek (1.07) dostaliśmy list z numerem pod który trzeba zadzwonić w celu umówienia się na wizytę.
W poniedziałek (4.07) zadzwoniliśmy i okazało się, że najbliższy termin to 16.08. Spodziewałam się, że będzie trzeba trochę poczekać, ale mimo wszystko myślałam, że będzie to troszkę szybciej. Cóż zrobić czekamy już tyle czasu to te parę dni nas nie zbawi.
Jakiś czas temu dzwonili jeszcze ze szpitala, że muszę powtórzyć badania na Chlamydię. Nie wiem dlaczego - mam nadzieję, że jej nie mam i nigdy nie miałam. Czytałam, że można się nią zarazić nie tylko poprzez stosunek, ale np. na basenie-więc mogłam gdzieś załapać to choróbsko :( 1.08 byłam na pobraniu krwi - o wyniku dowiem się już w Klinice.
Będąc jeszcze w Polsce byłam też u ginekologa. W miejscowości, z której pochodzę nie ma raczej dobrych specjalistów, ale kilka osób poleciło mi jednego Pana ginekologa więc postanowiłam zaryzykować. Miałam nadzieje, że się dowiem czegoś więcej niż to czego sama się dowiaduję z internetu. Byłam u niego 3.06. Jedyne z czego jestem zadowolona to to że zrobił mi usg jajników, o które go poprosiłam. Oczywiście potwierdził PCOS i powiedział, że można to leczyć, ale tym to już niech się zajmie inny lekarz. W gabinecie nie spędziliśmy z mężem chyba nawet 5 minut, a stówka poszła. Wyszłam z niego z takim strasznym niedosytem i uczuciem, że przepadły mi pieniądze, bo nie dowiedziałam się praktycznie niczego.
Powracając do badań to oczywiście nie wyszły zbyt dobre. FSH i Testosteron mam podwyższone, LH mieści się w normie.
Wizyty w Klinice nie mogę się doczekać, ale z drugiej strony boję się, że się zawiodę. Boję się, że nie zrobią tego czego od nich oczekuję, że nie zajmą się nami jak trzeba, że stwierdzą iż jestem młoda i można się ze mną trochę pobawić tak jak robili to w GP. Wiadomo, że pierwsza wizyta nie zmieni wszystkiego, bo będzie to pewnie wizyta "zapoznawcza". Jednak mam nadzieję nie usłyszeć czegoś w stylu-postarajcie się jeszcze 6 miesięcy, a jak nie wyjdzie to pomyślimy co z tym zrobić. Chciałabym spróbować stymulacji z CLO, ale też boję się, że nie będą mnie monitorować podczas przyjmowania tabletek tak jak to powinno być. Słyszałam o takich przypadkach i dlatego się obawiam.
Od dnia, w którym usłyszeliśmy od lekarza, że nas kieruje do Kliniki mija 4 miesiące. Wtedy wiedzieliśmy, że czeka nas pewna droga zanim trafimy na pierwszą wizytę, ale nigdy nie przeszło mi przez myśl że będą to aż 4 miesiące. Dziś dzieli nas od niej już tylko 8 dni, a czas, który minął wydawał się nawet nie dłużyć. Jest jednak poczucie, że był to jakiś czas stracony, niewykorzystany. Teraz liczę tylko na to, że nam tam pomogą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz