środa, 17 sierpnia 2011

Wczoraj po raz pierwszy byliśmy w Klinice Leczenia Bezpłodności.
Po wczorajszej wizycie nie czuję się pocieszona. Lekarz powiedział, że poziom jednego z hormonów (chyba FSH) mam bliski temu jaki mają kobiety przed menopauzą... Co świadczy o tym, że mam mało jajeczek w jajnikach. W takiej sytuacji stymulacja CLO nie miałaby sensu. Powiedział też, że stosunek FSH do LH zaprzecza temu, że mam PCOS. Zrobił USG dopochwowe i przyznał, że się mylił, bo PCOS jest bardzo wyraźnie widoczne na obu jajnikach. Jeszcze zanim zrobił USG wspominał coś o laparoskopii. Badania hormonów muszę powtórzyć i liczyć, że będą lepsze, ale nawet jak będą to i tak zapisał mnie na listę oczekujących na laparoskopię (czeka się od 3 do 6 miesięcy). Szczerze mówiąc liczyłam się z tym, że kiedyś ktoś mi zaproponuje laparoskopię, ale myślałam, ze będą najpierw jakieś inne możliwości i dopiero gdyby z czymś innym nie wyszło to mi ją zrobią... Muszę się przyznać, że jestem człowiekiem, który boi się jakiejkolwiek ingerencji w swój organizm. Wiem, że laparoskopia to pestka przy operacjach, które przechodzą inni ludzie - jednak mimo wszystko boję się jej. Do tego nie mam przecież gwarancji, że po niej nam się uda...
Lekarz mówił też, że przy takim poziomie hormonów najlepszym wyjściem byłoby in vitro, ale musielibyśmy zrobić je na własną rękę, bo jest refundowane, ale tylko wtedy gdy kobieta ma ukończone 30 lat... Kosztuje od 5 do 7 tys funtów czyli ok 30 tys złotych. Gdyby była gwarancja, że się uda to wzięlibyśmy nawet kredyt, ale co jakby się nie udało...
W czasie wizyty kiedy lekarz wypisywał skierowanie na badania zaczęłam się zastanawiać czy aż tak bardzo zależy mi na dziecku, że dam się nawet pociąć. Czy będę za wszelką cenę dążyć do celu? Jak daleko jestem skłonna się posunąć żeby stać się matką? Bezpłodność jest okrutna, bo tak naprawdę odbiera nam życie albo po prostu nadaje mu inny sens, który przesłania wszystko. Liczy się tylko to, że chcemy być rodzicami i to że nam się to nie udaje.
Ostatnio często myślę o tym, że zniszczyłam życie mężowi, bo gdyby był z kimś innym to już dawno byłby ojcem, a będąc ze mną możliwe, że nigdy nim nie zostanie. Powiedział, że jestem dla niego ważniejsza niż dziecko, ale przecież wiem, że bardzo chciałby być ojcem. Kiedyś kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy z jakimi problemami przyjdzie nam się zmierzyć mówił, że ojcem chciałby zostać napewno przed trzydziestką. W tym miesiącu skończył 30 lat... Być może kiedyś posunę się nawet do tego żeby się z nim rozstać. Nie uzdrowi mnie to, nie da mi to szczęścia, wiem, że będzie boleć mnie tak samo jak i Jego, ale minie czas - może zapomni, zakocha się, założy rodzinę i będzie szczęśliwy. Jest dobrym człowiekiem, lubi dzieci i one lubią jego więc dlaczego ktoś taki ma mieć odebraną możliwość bycia ojcem. Czuję, że to ja mu ją odbieram.
Chyba po tej wizycie w Klinice się załamałam, bo jakoś z tą laparoskopią nie wiążę wielkich nadziei - znam przypadki kiedy ona nic nie dała. Chociaż ostatnio mam przykład dziewczyny, której udało się po drugiej laparoskopii zobaczyć plusik, ale jakoś nie podnosi mnie to za bardzo na duchu. Jest mi bardzo źle, bo perspektywa życia bez dzieci strasznie mnie przytłacza. Nie wyobrażam sobie po prostu takiego życia, a ta wizyta i te wyniki nie dają mi wielkich nadziei na to, że będzie inaczej. Liczę na to, że z czasem oswoję się z tą myślą, ale wiem, że będzie to trudne - jeśli w ogóle będzie możliwe...

1 komentarz:

  1. Daj szansę miłości. Jesteś taka młoda a piszesz wciąż i wciąż jakbyś już miała umierać bo starość Cię łamie. Wyprostuj plecy. Wszystko przed Wami. Daj mężowi szansę. Mówi, że kocha. Zostawienie go to egoizm z Twojej strony. I przyznaj się przed sobą, że tak długo się nie staracie. Są pary które starają się o wiele dłużej. A Ty po jednej wizycie tracisz nadzieję, niewolno tak!!! Więcej konsekwencji w pozytywnym myśleniu. A może in vitro w Polsce??? kosztuje ok 10 tyś zl. Troszkę mniej?

    OdpowiedzUsuń